wtorek, 7 marca 2017

3.Reperit

Lekcja minęła dosyć szybko.
Trójka Ślizgonów z Collinsem na czele dodatkowo po zajęciach zgłosiła się do profesora Snape'a by porozmawiać z nim o znamieniu jakie posiadał Shane.
-Draco? - zaczął oficjalnym tonem Severus. - Blaise, Teodor i Pan Shane Collins...co was do mnie sprowadza?
-Cóż, panie profesorze - blondyn nie wiedział od czego zacząć. - Pamięta pan może jak wyglądało znamię zaginionych dzieci Czarnego Pana?
-Tak, pamiętam - odparł szybko. - Odnalezienie Riddle'ów to nasz priorytet i dobrze o tym wiesz. Wiecie jak wygląda znamię.
-W tym problem, że my chyba znaleźliśmy syna Lorda - wtrącił Nott. - Ma znamię i wszystko by się zgadzało jeśli chodzi o..okoliczności.
Snape wyglądał na bardzo zaskoczonego dostarczonymi mu wiadomościami. Syn Riddle'ów powinien mieć teraz 16/17 i mieć styczność z magią. Spojrzał na Shane'a. Dostrzegał w nim podobieństwo Rosalie Riddle. Ta sama oprawa oczu, nos...W pewnym momencie pomyślał, że patrzy na Tom'a i jego żonę jednocześnie.
-Podejrzewamy, że synem Lorda jest Shane - wydusił z siebie. - Collins pokaż znamię.
Czarnowłosy ślizgon już miał ochotę odpyskować jak za czasów gówniarza; 'pokazywałem, gdy byłem mały', ale uznał, że sytuacja jest na tyle poważna aby darować sobie szczeniackie teksty.
W końcu chodziło o Jego nową przyszłość, o poznanie rodziny, która w Hogwarcie nie była może idealna a podła to czuł że chodzi tu o wiele więcej.
Z lekkim wahaniem, chwycił za koszulę i odsłonił lewe ramię. Inicjał wyglądał tak jakim go zapamiętał.Miał go od urodzenia i ma go odkąd pamięta. Zawsze zastanawiał się czemu ma takie znamię, tworzył przeróżne historie o możliwościach jego pochodzenia, ale jego starania spełzały na niczym.
Mała kropelka z inicjałem R wiele teraz zmieniała jak poznał jej prawdziwą historię.
-Niemożliwe - powiedział cicho Snape. - To ty jesteś synem Tom'a i Rosalie Riddle. Shane Jonathan Riddle.
-Co teraz ze mną będzie? - zapytał Shane. - Będę musiał rzucić szkołę i tak dalej?
-Rzucić szkołę?! Nonsens! - zaprzeczył szybko profesor. - Wyślę sowę do Tom'a albo jeszcze dziś się z nim spotkam. On będzie wiedział co robić. Prawdopodobnie na weekend zabiorę Cię do nich by cię poznali.
-Hm, no dobrze - odparł bez przekonania. - To ja się stawię jak pan będzie już coś wiedział.


Ślizgoni opuścili salę profesora,
W nawet dobrych humorach podążali na resztę zajęć. Teraz mieli OPCM. Shane chciał poszukać Hermiony - Gryfonka doskonale rozumiała go w wielu kwestiach i nie dopytywała się o nic jeśli coś nie grało. Miała wyczucie. Może dlatego, że on widział u niej to znamię? Może dlatego, że być może jest jego małą siostrzyczką?
Miał tak wiele pytań, a tak niewiele odpowiedzi...
-Ej Riddle - zawołał Zabini. - Chodź trzeba zająć miejsca!
-Już idę! - Odparł. - I nie drzyj papy, Zabini.
Shane nie znalazł Hermiony w czasie przerwy, ale wiedział, że ma teraz takie same zajęcia jak on, więc zajął ostatnią ławkę w klasie i czekał na jej przyjście.
Gryfonka równo z dzwonkiem pojawiła się w klasie.
-Granger! - zawołał kasztanowłosą, a ta odwróciła się w Jego stronę. - Siadaj.
Hermiona z uśmiechem usiadła obok Shane'a mimo że z przodu po raz kolejny był wianuszek ślizgonów. Malfoy, Nott i Zabini siedzieli ławkę przed nimi.
Z minuty na minutę coraz mniej zwracała uwagę na silver trio.
Do sali wkroczyła pewnym krokiem nowa profesor Isabelle Lake. Była wysoka, drobnej postury, czarne długie włosy spięła w końskiego ogona. Usta miała półpełne, prosty lekko zadarty nosek i oczu koloru czekolady. Większość klasy spoglądała na nią jak na bóstwo (biorąc pod uwagę populację męską).
Profesor Lake była naprawdę piękną kobietą.
-Kochani! Jak zapewne wiecie nazywam się Isabelle Lake, jestem po magisterce z Obrony Przed Czarną Magią i mam nadzieję, że uda mi się przekazać wam jakże cenną wiedzę z tego przedmiotu. Pierwszy tydzień wstępnie zaczniemy od sprawdzenia tego co umiecie od początku nauki z tej dziedziny. Może pierw zaklęcie Riddikulus? Ktoś mi powie do czego służy?
Nie była to żadna nowość dla uczniów,że zrobią powtórki z wcześniejszych lat nauki, ale też spodziewali się tego, że Hermiona Granger podniesie rękę w górę, gdy tylko padnie jakieś sensowne pytanie.
-Tak, Panno.. - zawiesiła się profesorka.
-Granger - kasztanowłosa pomogła kobiecie z odgadnięciem swojej tożsamości. - Riddikulus to zaklęcie, które pozwala przepędzić bogina przybierającego nasz największy lęk poprzez zamienienie go w coś śmiesznego.
-Doskonale! 5 punktów dla Gryffindoru - Panna Lake przeszła po klasie klasnęła w dłonie i otarła je o dżinsy. - Może przejdziemy do praktyki?
Była zdenerwowana. Zresztą co się dziwić. Nowa w nieznanej dobrze jeszcze szkole, nie zna uczniów, wszystkich panujących tu zasad. Grała na zwłokę - przypomni zaklęcie przejdzie do praktyki i tak przez tydzień póki nie wdrąży się w życie szkoły.
Hermionie było to na rękę. Znała dobrze zaklęcia, które panna Lake z pewnością będzie z nimi ćwiczyć więc praktyka była dodatkową wisienką na torcie.
Profesorka prostym zaklęciem Windgarium Leviosa przetransportowała średniej wielkości skrzynię z magazynku. Była z solidnego drewna i zabezpieczona łańcuchem, bez wątpienia w środku był bogin.
-Kto pierwszy? - zapytała zachęcająco. - Może pan.. - wskazała palcem na Diabła.
-Zabini - ślizgon pomógł jej. - Ale znam to zaklęcie nie widzę potrzeby praktyki.
-Panie Zabini, proszę podejść do tego dojrzalej i wyjść na środek. - Isabelle rzuciła stanowczo. - Jesteś w tej szkole po to by uczyć się i praktykować aż do końca.
Blaise wygramolił się z ławki i poczłapał na środek sali.
-A więc zaczynamy.
Po tych słowach nauczycielka rzuciła zaklęcie na skrzynie, a łańcuch puścił. Zabini podszedł bliżej.
Wtedy wyłonił się bogin przybierając postać chimery.
-Riddikulus - rzucił zaklęcie.
Bestia na skutek rzuconego przez Blaise'a zaklęcia zaczęła przybierać kształt klauna z balonami. Taka postać z reguły go rozbawiała.
-Dobrze - pochwaliła panna Lake. - 5 punktów dla Slytherinu. Dziękuję panie Zabini za prezentacje.
Potem nauczycielka po kolei brała uczniów do praktyki zajęć.
Hermiona siedziała już w ławce Shane'm szczęśliwa, że mają ponad pół lekcji na rozmowy, podczas gdy reszta ćwiczy z pofesorką na boginach.
-Oswajasz się ze szkołą? - mruknęła do Niego. - Wyglądasz na żywszego w otoczeniu.
-Taa - przeciągnął. - Smok, Diabeł i Teo nie są tacy źli za jakich ich macie, są okey jak dla mnie.
-Pff. Oni okey? - Hermiona była urażona jego słowami. - Dla mnie to nadal gady.
-Ej Riddle - Nott odwrócił się w ławce do Shane'a. - Robimy dzisiaj małą popijawę? Niedługo otworzą sezon do Quidditcha.
-Jasne - czarnowłosy ślizgon wzruszył ramionami. - Czemu nie.
Wtedy zdał sobie sprawę, że Hermiona siedzi obok i słyszała jak Teodor się do Niego zwrócił. Nazwiskiem Voldemorta, nazwiskiem Toma. Czarodzieja, za którym ona niekoniecznie przepadała.
Spojrzał na nią.
Jej oczy biły zaskoczeniem? Szokiem? Przerażeniem? Emocje w jej oczach zmieniały się jak w kalejdoskopie, a on nie mógł wyczytać z nich nic. Nie wiedział co ma jej teraz powiedzieć.
Dowiedziała się w sposób jaki nie powinna, być może w ogóle nie powinna być w to mieszana.
-Hermiono? - zapytał cicho. - To nie tak jak...
-Nie tak jak myślę? - wydusiła z siebie. - A jak jest, Collins? Przepraszam panie Riddle? Teraz też będę ta gorsza jak wianuszek gadów z przodu? Daruj sobie. Myślałam, że jesteś ze mną szczery! - rzuciła oskarżycielsko uderzając palcem wskazującym w Jego pierś.
Shane'a zabolały te oskarżenia z jej strony, ale nie dziwił jej się. Chciał ją okłamać, nic jej nie mówić i unikać tematu nazwiska.
-Pozwól mi to wytłumaczyć! - wykrzyknął błagalnie. - Sam się dowiedziałem o tym wczoraj i nie wiem jeszcze czy to wszystko prawda. Porozmawiajmy. Daj mi pięć minut na wyjaśnienia.
-Masz pięć minut - powiedziała stanowczo. - Pięć minut i ani minuty dłużej.
Shane cicho zaczął opowiadać wczorajszy wieczór spędzony w dormitorium na popijawie z silver trio. Gadał ze szczegółami i przytaczał wszystkie słowa swoje i chłopaków, które zapadły mu w pamięci. A na koniec odsunął część koszuli ukazując lewę ramię ze znamieniem, tak jak zrobił to przed Snape'm.
Hermiona wyglądała jakby uwierzyła w historię Shane'a, ale nadal czuła złość na chłopaka.
-Czytałam o zaginionych dzieciach Riddle'ów - stwierdziła z przekąsem. - Ale przypuszczałam, że to tylko plotki. Nie było wzmianki o żadnych znamionach....
-Też je masz, prawda? - wydusił z siebie. - Identyczne, czyż nie?
-Skąd wiesz? - dziewczyna wyglądała na przerażoną. - Nie,nie i jeszcze raz nie! Nie wmieszasz mnie w tą popieprzoną rodzinkę. Jestem córką Grangerów!
-Adaptowaną jak mniemam?
-Nie baw się w detektywa! To nie twoja sprawa!
-Owszem moja - odparł stanowczo Shane'a. - Bo jeśli to znamię jest znamieniem rodu jak u mnie to ty jesteś moją siostrą, a ja tak łatwo nie odpuszczę.
-To jest jakiś twój chory wymysł! - Gryfonka twardo szła w zaparte. - Mnie to się nie tyczy!
Shane i Hermiona dalej toczyli słowną potyczkę w ławce. Draco rzucił na ich piątkę zaklęcie wyciszające by ich krzyki i informacje jakie podają nie rozległy się dalej po szkole. Nie chciał by ktoś niepowołany wiedział o obecności syna Riddle'ów w Hogwarcie, gdzie nie miał jeszcze żadnych środków do obrony, a tym bardziej jeśli jeszcze Granger okazałaby się być domniemaną córeczką Czarnego Pana.
Ich dwójka byłaby zgubna jak na dzień dzisiejszy.
-Zamkniecie się do cholery?! - krzyknął w ich kierunku odwracając się do nich. - Rzuciłem i tak zaklęcie wyciszające by niektórzy nie słyszeli pewnych faktów, ale mam dość waszej gry słownej!
-Nie wtrącaj się, Malfoy - wysyczała Hermiona. - Nie odzywaj się na temat czegoś o czym nie masz cholernego bladego pojęcia!
-Owszem mam i to spore, bo widziałem znamię dzieci Voldemorta, wiem jak wygląda, więc do cholery Granger pokaż mi je a ja albo stwierdzę, że jesteś jego siostrą albo nie! Nie utrudniaj do cholery!
-Wy się wszyscy powinniście leczyć!  - wykrzyknęła zbliżając się do Malfoy'a. - A zwłaszcza Ty.
-Albo pokażesz je dobrowolnie albo cię zwiąże - zagroził blondyn. - A zrobię to bez mrugnięcia okiem.
-Nie odważysz się.
-Zakład?
-Chędoż się!
-Tfu, co za język Granger - Malfoy zacmokał. - Jak żyleta.
Blaise i Teodor śmiali się z całej akcji. Niecodziennie, w sumie nigdy nie słyszało się takich potyczek słownych Smoka i Hermiony, a w ich wykonaniu były zdumiewające. Byli jak ogień i woda, jedne co chwila przygasało drugie.
Z oczu Gryfonki ciskały błyskawice. Blondyn działał na nią jak płachta na byka. Jedno spojrzenie lub słowo z jego ust zaczynały małe piekiełko między nimi.
-Odpieprz się od mojego języka, Malfoy!
-Więc pokaż znamię! - warknął. - I będzie cholerny spokój!
-Masz, ciesz ryja - syknęła. - Może ci ulży.
Chwyciła skrawek szaty i koszulki pod nią i odsłoniła część lewego ramienia ukazując znamię. Wzór był doskonale znany dla Dracon'a. Kropa z inicjałem R. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Hermiona Granger była córką Riddle'ów.
Tom i Rosalie nadali jej imię Lucy Rose Riddle. Widocznie Grangerowie, którzy ją wychowywali nadali jej inne imię i przyjęli jej swoje nazwisko. Jednak znamienia nie można było usunąć i zostawało ono do końca życia.
-To ty - powiedział cicho, a ona zasłoniła znamię. - Ty jesteś ich córką. Riddle'ów. A Shane to twój brat.
-Pieprzysz od rzeczy, Malfoy - stwierdziła hardo Gryfonka. - Jakieś małe znamionko nie przypisze mnie do rodziny wariatów.
-Na Salazara Slytherina - jęknął wreszcie Nott. - Zrozum wreszcie, że tego do cholery nie zmienisz!
-Na Merlina, odpieprzycie się wreszcie ode mnie i mojego znamienia?!
-Nie!
Odpowiedzieli chórem. Nawet Shane odezwał się mimo, że w sumie nie miał nic więcej do powiedzenia do bronił racji przyjaciół. Bo pasowała mu rola Hermiony jako jego młodszej siostry.Jeśli miałby mieć rodzeństwo to wybrałby ją, wygadaną, pewną, rozumiejąca go... mógł tak wymieniać bez końca.
-Urodziłaś się 15 września 1980 roku, prawda? - zaczął psychologicznie Malfoy. Kiedy odpowiedziało mu skinięcie głowy Hermiony postanowił kontynuować. Musiał jej wjechać na psychę by przekonać ją do tej prawdy mimo że była ciężka. - Tego dnia Riddle'owie stracili waszą dwójkę, bo ty też jesteś z 15 września, nie?
Shane zrobił wielkie oczy. Nie dość że mieliby być rodzeństwem to jeszcze bliźniakami? Collins nie spodziewał się, że Gryfonka ma tego samego dnia urodziny co on.
-No tak - odparł.
-A więc...
-Nie zaczyna się zdania od 'a więc' - wtrąciła Hermiona dla Malfoy'a.
Ślizgon zmrużył gniewnie oczy.
-Nie przeszkadzaj, Granger do cholery i nie utrudniaj - warknął. - A WIĘC w dnu waszych urodzin Zakon napadł na ich posiadłość i zabrał waszą dwójkę, rozdzielił i podrzucił dla mugolskich rodzin by was wychowali. Nim jednak się to stało, nadano wam znamiona, które miały świadczyć o tym z jakiego rodu się wywodzicie i aby ktoś wreszcie was wreszcie odnalazł co w tym przypadku przypadło mnie. Jakieś niejasności?
-Bardzo wiele - zabrała głos Hermiona. - Nadal uważam, że powinieneś się leczyć bo przy twoich bajeczkach to nawet Andersen wymięka
-Ander co?  - zaczął Zabini.
-Andersen - powtórzyła Gryfonka. - Pisarz.
Draco teatralnie wywrócił oczami. Miał dość tej zarozumiałej dziewczyny. Uważał ją za mądrą i inteligentną, że poskłada pewne fakty i zrozumie, ale się bardzo przeliczył. Gryfonka twardo broniła zdania, że wszyscy powariowali.
-Riddle - zwrócił się blondyn do czarnowłosego. - Pogadaj z nią, przekonaj, bo ja mam jej serdecznie dosyć. Rozkapryszona i zarozumiała Gryfonka.
-Chędoż się, Malfoy - warknęła. - Mówiłam już Ci to, skorzystaj z rady takiej bądź leczenia psychiatrycznego.
-Na Salazara... - jęknął ślizgon i obrócił się w ławce. - Zwariuję.


CZYTASZ = KOMENTARZ

Czytelnicy